Szczęście ma kształt gruszki. hmm?

Nie wymachuj mi tym gnatem. Bezwstyny Mortdecai. Część 1 - Kyril Bonfiglioli

Jest wiele powodów, dla których uwielbiam kino. Jednym z nich jest fakt, że kino to wspaniały pomost do literatury. Dzięki niemu można dowiedzieć się o pozycjach, które szybko (lub wcale) nie trafiłyby do naszych rąk. I tak było z powieścią Kirila Bonfiglioliego "Nie wymachuj mi tym gnatem". Z chwilą, gdy dowiedziałam się, że tekst ten jest inspiracją do scenariusza filmu "Bezwstydny Mortdecai" (tak, w roli głównej J.Depp, ale zainteresował mnie bardziej cały zwiastun filmu), szybko postanowiłam zacząć od pierwowzoru.

 

W ramach marketingu filmu w naszych księgarniach pojawiła się rzeczona powieść, której chyba wcześniej można było ze świecą szukać na polskich półkach księgarnianych (przyznaję, nie znałam tego autora wcześniej). Jak można się dowiedzieć, "Nie wymachuj mi tym gnatem" to pierwszy tom trylogii K.Bonfiglioliego opisujący szalone przygody, równie szalonego arystokraty Charles Mortdecaia. 

 

Historię poznajemy z perspektywy Mortdecaia - zblazowanego milionera, którego głównym zainteresowaniem cieszą się alkohol, kobiety, luksusowe auta i, chyba przede wszystkim, dzieła sztuki. Jak przystało na wytrawnego konesera tych ostatnich, Mortdecai często zajmuje się ich pozyskiwaniem, nie rzadko w sposób niezgodny z prawem. Oczywiście wiąże się do z lawiną kłopotów, konfliktem interesów różnych stron i innymi niespodziewanymi sytuacjami. Dodając do tego fakt, że Mortdecai to również rasowy tchórz, który ponad wszystko ceni sobie swój własny komfort (psychiczny i fizyczny), nie uświadczymy tu historii rodem z "Łowców głów" J.Nesbo. Razem z Mortdecaiem, poznajemy jego wiernego sługę (można rzec "przyjaciela") Jocka. Razem tworzą zgrany duet, który trwa na przekór wszystkim problemom, do końca.

 

Spostrzeżenia Mortdecaia na temat rzeczy i ludzi wokół niego są często całkiem zabawne i uniwersalne. Jednak czasem przez te barwne przemyślenia gubiłam wątek w toku historii. Jest tu dużo odwołań do literatury anglosaskiej (stosowanych przez samego bohatera). Ale dla czytelnika polskiego nie ma to raczej większego znaczenia. Być może w oryginale aluzje te mają większą siłę (tak jak celowe błędy poczynione przez autora). Generalnie cała fabuła kręci się wokół drogi - ucieczki, pościgu, ukrywania się. Akcja szybko się zmienia, pojawiają się wciąż nowe postacie. 

 

Prawdopodobnie w przyszłości sięgnę po pozostałe części trylogii, żeby przekonać się co stało się z Charlie'm Mortdecaiem i jego obrazami. Ale nie będę tego czytać z wypiekami na twarzy, jak sugerują niektóre recenzje. Podejrzewam, że Charlie to swoiste alter ego samego autora, który dzielił wiele pasji ze swoim książkowym bohaterem. Więc może jest to bardziej historia dla chłopców? Jak miał zwyczaj mówić Jock "Szczęście ma kształt gruszki". Nikt nie wiedział co on ma na myśli. I dla mnie tak jest trochę z tą powieścią. Niby jest, ale co to ma znaczyć - hmm... chyba nie wiem.

 

Teraz pozostaje mi przekonać się co na temat Mortdecaia wymyślili filmowcy. Nie mam dużych oczekiwań. Ot, dobra komedia z odrobiną akcji nigdy nie jest zła :-)